Try (Just a Little Bit Harder) [JOPLIN - RECENZJA]
2014-03-24 10:03:13Tomasz Gawron buduje swojej bohaterce anty-pomnik i boleśnie rozprawia się z pokoleniem hipisów. A co z tego wynika dla widza?
Tomasz Gawron oparł scenariusz spektaklu „Joplin” o dramat Larsa Norena "Krąg Personalny 3:1". Swoich hipisowskich (?) bohaterów zawiesza w zasyfionej, obleśnej przestrzeni, a i oni sami też nie przypominają radosnych dzieci kwiatów, którzy z „Let The Sunshine In” na ustach sławią miłość i pokój. To smutne, obrzygane ćpuny balansujące na granicy bycia człowiekiem i „zwykłym śmieciem”. Tych bohaterów trudno polubić – irytują od pierwszych scen. Wyzywają się, miotają przekleństwami, szamocą się, to krzyczą, to ściszają głos, od czasu do czasu rzucając jedynie jakieś pseudofilozoficzne banialuki o Kafce, Dantem, Dostojewskim i „jakimśtam buddyście”. Częścią tego smutnego odartego z człowieczeństwa i szacunku świata jest właśnie Janis Joplin – legenda muzyki obdarzona fenomenalnym głosem.
Spektakl „Joplin” był jednym z najbardziej oczekiwanych wydarzeń 35. Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Organizatorzy zdecydowali, że zostanie on wystawiony aż trzykrotnie, a i tak bilety na każde z przedstawień rozchodziły się błyskawicznie. Ci, którzy zjawili się na Scenie Ciśnień Teatru Muzycznego Capitol, w większości wychodzili jednak rozczarowani.
W „Joplin” zawodzi przede wszystkim dramaturgia. Pierwsze kilkadziesiąt minut składa się głównie z wulgaryzmów, wyświechtanych frazesów i mającej oburzać i szokować nagości. Aktorzy wypluwają z siebie kolejne zwrotki tekstu, klną i próbują prowokować publiczność. Na takim paliwie daleko się jednak nie zajedzie, to za mało, żeby zbudować interesujący spektakl i wciągnąć widza w historię. Pierwsi widzowie zaczęli opuszczać salę po 30 minut i raczej wcale nie o „wrażliwe uszy” tu chodziło. Spektakl zwyczajnie nużył, akcja nie posuwała się na przód, a w myślach zaczęła kiełkować obawa, że to wszystko, co po tym przedstawieniu można się spodziewać.
Najmocniejszym punktem spektaklu jest Natalia Sikora – genialnie naśladująca Joplin z jej sposobem poruszania się i charakterystycznym rechoczącym śmiechem. W pamięci pozostanie scena, gdy zamroczona alkoholem i dragami, laureatka Grand Prix 26. PPA swoim potężnym głosem wyśpiewuje „Piece of my Heart”, „Try” czy „Summertime”. Dookoła trwa wielka orgia, ona słabo kontraktuje ze światem, ale śpiewa. Niesamowity głos Joplin jawi się tutaj jako jakiś kosmiczny wypadek przy pracy, pomyłka w niebie przy rozdawaniu talentów. Lub też jako przekleństwo, które doprowadzi ją do ruiny. Aktorskiego kunsztu Sikora dowodzi również sceną wywiadu telewizyjnego. Kilka dobrych scen to niestety za mało, żeby uratować ten ponaddwugodzinny spektakl.
Joplin, reż. Tomasz Gawron, premiera na 35. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej
Marcin Szewczyk
(marcin.szewczyk@dlastudenta.pl)